Zbrodnia bez kary - moje przemyślenia na temat książki Delii Owens pod tytułem “Gdzie śpiewają raki”
Powieść “Gdzie śpiewają raki” autorstwa Delii Owens wywołała u mnie całą gamę emocji, co rzadko się zdarza. Świadczy to o tym, że w moim odczuciu książka ta jest nadzwyczajna, a autorka tego dzieła ma prawdziwy talent i potrafi pisać tak, aby wywołać w czytelniku autentyczne emocje.
Szczególnie emocjonalnym momentem było dla mnie zakończenie. Nie mogłam się doczekać momentu, kiedy do niego dotrę. Bardzo chciałam wiedzieć, jak potoczą się dalsze losy Kyi. Nie spodziewałam się, że w zakończeniu zostanie ujawniona czytelnikowi tajemnica śmierci Chase’a. Myślałam, że pozostanie nieujawniona. W takim wypadku czytelnik mógłby (o ile by chciał) sam zastanowić się nad tą tajemnicą i próbować domyślić się, jak było naprawdę. Wielu byłoby jednak niezadowolonych, gdyby autorka się na to zdecydowała. Prawdopodobnie czuliby, że historia nie została domknięta i pojawiłby się u nich niedosyt.
Osobiście nie do końca lubię zakończenia otwarte lub nie do końca domknięte wątki w książkach, ponieważ pojawia się u mnie poczucie, że historia nie ma zakończenia, które ze zwykłej ludzkiej ciekawości chciałabym poznać. W końcu ciekawość leży w naturze ludzi. Z drugiej strony takie zakończenie pozwala czytelnikowi na domysły i spekulacje oraz samodzielne wymyślenie dalszej części opowieści. To przyczynia się do rozwoju kreatywności, a dla niektórych jest impulsem lub inspiracją do tworzenia własnych dzieł (tzw. fanfików), które rozszerzają fabułę, czasem ją zmieniają lub dopisują zakończenie, które może nie być zgodne z zamysłem samego autora bądź autorki. Mnie takie zakończenia dają tematy, które mogę poruszyć we wpisach na tym blogu. Często, jeżeli autor pozostawia historię niedomkniętą, fani mogą mieć nadzieję na jej kontynuację w następnych częściach książki.
Po przeczytaniu powieści “Gdzie śpiewają raki” zastanawiałam się, czy historia Kyi ma szczęśliwe zakończenie. Można powiedzieć, że tak, ponieważ Kya została oczyszczona z zarzutów zabójstwa i do końca swoich dni żyła w wyremontowanej i powiększonej chacie, którą po zmianach można było nazwać domem, na swoich ukochanych mokradłach, blisko przyrody, u boku swojego ukochanego, a także wykonując pracę, którą sprawiała jej przyjemność, i która przyczyniła się do tego, że ludzie lepiej poznali mokradła, a tereny, z których Kya pochodziła i pobliskie miasteczko stały się popularne wśród turystów. Co więcej, Kya stała się sławna, jej praca została nagrodzona doktoratem honoris causa Uniwersytetu Stanowego w Chapel Hill, co było ogromnym osiągnięciem dla bohaterki, biorąc pod uwagę to, że Kya nie ukończyła nawet szkoły podstawowej, a mieszkańcy, którzy wcześniej wytykali ją palcami, zaczęli ją cenić.
Patrząc z innej perspektywy, zakończenie książki wcale nie jest tak szczęśliwe, jak na pierwszy rzut oka może się wydawać. Kya i Tate nie doczekali się dzieci, pomimo że pragnęli powiększyć rodzinę. Pustkę tą w pewnym sensie wypełniły dzieci Jodiego (brata Kyi) i jego żony Libby, jednak wizytowali oni Kyę i Tate tylko kilka razy w roku. Osoby ważne dla Kyi odchodziły z tego świata, co należy uznać za naturalne, ponieważ śmierć nikogo nie ominie. Sprawiało to jej jednak ból. Poza tym pozostała trójka rodzeństwa Kyi do końca jej życia pozostała nieodnaleziona. Kya zmarła w wieku 64 lat samotnie w swojej łodzi, podczas jednej z wypraw, pozostawiając zrozpaczonego Tate’a, który od tamtej pory prawdopodobnie mieszkał samotnie w ich wspólnej chacie położonej na odludziu. Okazało się też, że Tate nigdy nie poznał Kyi do końca. Po jej śmierci odkrył skrytkę pod podłogą, gdzie Kya chowała swoje wiersze, pisane i wysyłane do lokalnych gazet pod pseudonimem Amanda Hamilton. Jeden z nich przyciągną szczególną uwagę Tate, ponieważ był zapakowany w osobną kopertę. To z niego Tate dowiedział się, że to Kya zabiła Chase’a. Na dowód tego znalazł także w tej skrytce wisiorek z muszlą, który Kya podarowała Chase’owi. Chase nosił go zawsze aż do swojej śmierci, więc jego zabójca musiał go zabrać po dokonaniu zbrodni. Poprzez to wydarzenie można uznać, że Kya była bezwzględnym mordercą. Dodatkowo w tym przekonaniu może utwierdzać fakt, że bohaterka nie odczuwała wyrzutów sumienia, a przynajmniej w utworze nic na to nie wskazywało. (Być może był to celowy zabieg, mający na celu zaskoczyć czytelnika, ale tu nie skupiam się na zamiarach autorki, tylko na treści książki). A powinna. Chase nie był niewiniątkiem, jednak także był człowiekiem, miał rodziców, dla których był jedynym dzieckiem, a także żonę. Na pewno jego rodzina cierpiała po stracie. Poza tym był on przynajmniej przez swoją matkę przedstawiany jako chluba miasteczka ze względu na to, że był jej zdaniem najlepszym rozgrywającym, jakiego miało Barkley Cove. Mógł on w przyszłości stać się sławnym na większą skalę, co przyniosłoby rozgłos miasteczku, z którego pochodził i przyczyniłoby się do jego rozwoju. Były na to relatywnie małe szanse, ponieważ w tamtym momencie był już byłym sportowcem, co jednak nie oznacza, że były one zerowe. Na pewno tak jak każdy człowiek miał plany i marzenia. Śmierć, zadana przez Kyę, uniemożliwia mu ich realizację.
Raczej nikt nie zaprzeczy, że czyn Kyi był moralnie zły. Miała ona powody, aby nienawidzić Chase’a, ale nie powinna była dopuszczać się morderstwa. Moim zdaniem nikt nie ma prawa decydować o śmierci drugiego człowieka. Zatem zakończenie utworu w moim odczuciu jest słodko-gorzkie. Patrząc powierzchownie, można by uznać, że jest ona szczęśliwe, jednak zagłębiając się, można zauważyć, że nie do końca jest takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka.
Czytelnik zostaje pozostawiony z wiedzą, że Kya dokonała zbrodni prawie doskonałej (bo żadna zbrodnia nie jest doskonała) i nie została ukarana. Wszyscy wiemy, że życie jest niesprawiedliwe i zdarza się, że winny nie zostaje ukarany. Gdyby książka miała spełniać pewnego rodzaju funkcję dydaktyczną, Kya powinna zostać ukarana stosownie do swojego przewinienia.
Gdyby ława przysięgłych dopatrzyła się winy Kyi, miała do wyboru dwie kary - karę więzienia lub karę śmierci. Moim zdaniem wybór był tylko pozorny - obie formy wymierzenia sprawiedliwości ostatecznie doprowadziłyby do śmierci Kyi. Kara śmierci, o ile nie byłaby odwlekana, po prostu szybciej doprowadziłaby do ostateczności. Kara więzienia miałaby dokładnie taki sam skutek. Kya nie potrafiła żyć bez kontaktu z przyrodą, co można zaobserwować na podstawie jej zachowania podczas dwumiesięcznego aresztu. Kya odmawiała jedzenia, popadała w depresję, nie chciała się z nikim widywać i z nikim rozmawiać. Ignorowała nawet mecenasa Miltona, który miał jej pomóc. Być może nie chciała z nim rozmawiać, ponieważ nie byłaby w stanie zataić przed nim faktu, że to ona zabiła, a to znacząco utrudniłoby mężczyźnie bronienie jej. Może Kya po prostu wstydziła się swojego czynu. Moim zdaniem jest to jednak mało prawdopodobne, ponieważ Kya podpatrywała zabijanie w przyrodzie m.in. u świetlików, więc było to dla niej naturalne. Nawet wiersz, w którym bohaterka pośrednio przyznawała się do zbrodni, był zatytułowany “Świetlik”. W celi nie była w stanie nawet czytać. Jej zajęciami było m.in. obserwowanie drobinek kurzu w świetle zachodzącego słońca, próby dostrzeżenia pewnych elementów przyrody przez okienko celi czy wpatrywanie się w kosmyki swoich włosów i czyszczenie ich. Pewnego rodzaju ukojenie przynosiło jej towarzystwo kota nazywanego “Niedzielnym Sędzią”, który pewnego razu przypadkowo dostał się do miejsca jej aresztu. Uznaję to za naturalne dla Kyi, ponieważ był to swego rodzaju kontakt z naturą - kot także jest jej częścią.
Kya do życia potrzebowała wolności i kontaktu z przyrodą, stąd więzienie, o ile jakimś cudem nie doprowadziłoby do jej śmierci, nieodwracalnie zmieniłoby jej psychikę. Moim zdaniem Kya nie zasługiwała na karę śmierci, ale być może byłaby dla niej lepszym wyjściem. Nie musiałaby spędzać długich miesięcy lub lat za kratami. Z drugiej strony, podczas lektury można zauważyć, że Kya panicznie boi się śmierci. Czytelnik miał okazję to zaobserwować już w jej młodości, kiedy to Kya podczas zabawy przebiła sobie nogę zardzewiałym gwoździem. Ta sześcioletnia dziewczynka, jaką wówczas była Kya, pamiętała historię, którą opowiedział jej Jodie. Dotyczyła ona chłopca, który nastąpił na zardzewiały gwóźdź podobnie jak Kya i nie dostał zastrzyku przeciwtężcowego. W wyniku tego wypadku doznał szczękościsku, jego kręgosłup wygiął się w łuk, a chłopiec umierał w okropnych konwulsjach i nikt nie był w stanie mu pomóc. Kya, chcąc uniknąć takiego losu, chodziła przez tydzień dwa razy dziennie do strumienia ze słoną wodą, aby moczyć w niej ranną nogę i robiła opatrunki z błota. W dzień wypadku, kiedy położyła się na sienniku, nie mogła zasnąć. Zastanawiała się, czy rano się obudzi, a kłucie w nodze potęgowało jej strach. Inną sytuacją, kiedy dokładnie widać jej strach przed śmiercią, było załamanie na sali rozpraw. Kya zdawała sobie sprawę, że lista świadków zeznających na jej korzyść była krótka i do werdyktu pozostawało coraz mniej czasu. Bohaterka spodziewała się najgorszego - kary śmierci na krześle elektrycznym. Próbowała od tego odciągnąć swoje myśli, ale na próżno. W pewnym momencie ze strachu osunęła się na krześle na sali sądowej. Po tym wydarzeniu nie chciała wrócić na salę rozpraw. Marzyła tylko o tym, aby znaleźć się w swojej celi i móc położyć się na łóżku razem z Niedzielnym Sędzią. Było to jednak niemożliwe, ponieważ obecność oskarżonego na sali rozpraw podczas procesów dotyczących zabójstw była prawnie wymagana.
Zastanawiałam się, czy w ogóle była szansa na to, że Kya zostałaby skazana. Moim zdaniem była, ale bardzo niewielka. Szeryf za wszelką cenę chciał rozwiązać zagadkę śmierci Chase’a i z tego powodu śledztwo było niezbyt dokładne. Przyczyniły się do tego okoliczności. Rodzina Chase’a była znana i ceniona w miasteczku, a Chase był jedynakiem. Co więcej, Barkley Cove było małym miasteczkiem, w którym takie sprawy, jak ta, szczególnie że podejrzewano, że było to zabójstwo, były rzadkością, więc w miasteczku huczało od plotek i był to główny temat, o jakim dyskutowali mieszkańcy. Szeryf nie zebrał żadnych twardych dowodów. Na domniemanym miejscu zbrodni nie było żadnych odcisków palców czy innych śladów biologicznych, mogących należeć do przestępcy lub być może były, ale zabrała je ze sobą woda, czego szeryf nie wziął pod uwagę. Doprowadził do przeszukania chaty Kyi, jednak było ono powierzchowne - znaleziono tylko czerwoną czapkę, która okazała się być niezbyt mocnym dowodem. Może, gdyby przeszukanie było dokładniejsze, szeryf i jego zastępca dostrzegliby schowek pod podłogą, który wiele lat później odkrył Tate. Być może już wtedy znajdował się tam wisiorek z muszlą i wiersz. Świadkowie, powołani przez stronę oskarżającą, tak naprawdę nie byli niczego pewni, mieli tylko przypuszczenia. Szeryf podczas tego śledztwa wykazał się ogromną niekompetencją. Twierdził, że przeszedł szkolenie z zakresu czytania śladów, lecz chyba nie wyniósł z niego ogromnej wiedzy. Doprowadził do aresztowania osoby, której winy nie potrafił udowodnić.
Szeryf Ed miał dobre przeczucia - uważał, że Kya była odpowiedzialna za śmierć Chase’a. Na pewno częściowo wpłynęły na to zeznania Patti Love (matki Chase’a) na temat wisiorka z muszlą, z którym Chase nigdy się nie rozstawał, a którego brak potwierdził koroner. Ale brak czegoś rzadko może być mocnym dowodem. Prawdopodobnie, jedną z przyczyn, dla których śledztwo było tak powierzchowne, były własne przekonania szeryfa. Ogólnie, nie był on zbyt dobrze nastawiony do mieszkańców bagien. Podkreślił w rozmowie z dziadkiem Kyi, który próbował dowiedzieć się, co dzieje się z jego wnukami, że nawet nie próbuje śledzić losów mieszkańców tych terenów. Po prostu go nie interesowali. Faktem też była zła sława Kyi pośród mieszkańców miasteczka. Nazywali ją “Dziewczyną z Bagien”, część z nich nawet nie znała jej prawdziwego imienia. Ludzie byli do niej uprzedzeni. Nawet żona pastora, która powinna być wzorem postawy chrześcijańskiej, nazwała Kyę “brudasem” i zabroniła swojej córce zbliżać się do niej. W gruncie rzeczy Barkley Cove było bardzo konserwatywnym miasteczkiem. Jeszcze w roku 1970 kobiety nie mogły wchodzić do niektórych miejsc np. do baru Dog-Gone, a w sądzie ludzie ciemnoskórzy nie mogli siedzieć razem z białymi - mieli specjalnie wyznaczone miejsca, które mogli zajmować. Stąd szeryf mógł dojść do wniosku, że łatwo będzie przekonać ławę przysięgłych, w której skład wchodzili lokalsi, że Kya zasługuje na karę, więc nie ma potrzeby prowadzenia dokładnego śledztwa.
Z drugiej strony można bronić szeryfa. Prowadzenie tej sprawy nie było łatwe. Zero poszlak - jedynie czerwone włókna na kurtce Chase’a. Żadnych odcisków palców czy włosów. Szeryf miał jedynie przypuszczenia, a ze względu na znaczenie tej sprawy znajdował się pod ogromną presją. Nic dziwnego, że chciał to śledztwo zakończyć jak najszybciej. Jednak niedopuszczalne jest zamykanie kogoś w celi na podstawie tylko i wyłącznie przypuszczeń, kiedy nie ma żadnych twardych dowodów.
Inne przyczyny, dla których była bardzo mała szansa na ukaranie Kyi, były niezależne od szeryfa. Kya miała mecenasa, który bardzo dobrze wykonywał swoją pracę, pomimo trudności ze strony Kyi, która niekoniecznie chciała współpracować. Angażował się, wnosił sprzeciwy, po prostu sumiennie wykonywał swoją pracę. Wiedział, że postawiono przed nim niezwykle trudne zadanie. Wspierał emocjonalnie Kyę i próbował zdobyć jej zaufanie. Jednocześnie przygotowywał się na różne scenariusze. Brał pod uwagę to, że mogą przegrać i jeszcze przed wydaniem werdyktu przez ławę przysięgłych, przygotował wnioski odwoławcze, a także wniosek o unieważnienie procesu z uwagi na uprzedzenia przysięgłych. Od razu uświadomił Kyi, że nie będzie im łatwo wygrać i proponował, aby przyznała się do winy, ale nie bezpośrednio do zabójstwa. Chciał, aby przedstawiła śmierć Chase’a jako nieszczęśliwy wypadek - Kya miałaby zeznać, że była na wieży w noc śmierci Chase’a wraz z nim, pokłócili się, Chase zrobił krok w tył i wypadł przez niezabezpieczone kratą zejście. To umożliwiłoby Kyi uniknięcie koszmaru procesu i możliwość negocjacji wyroku, jednak karą w tym wypadku na pewno nie byłaby kara śmierci. Mecenas przewidywał wyrok dziesięciu lat więzienia ze względu na to, że Kya nie była wcześniej karana. Na koniec, aby przekonać ławę przysięgłych o niewinności Kyi, Tom Milton przygotował przemowę, za pomocą której starał się nie tylko udowodnić brak dowodów na winę Kyi, ale też zadziałać na emocje i sumienia przysięgłych. Zwracał uwagę na to, że społeczność miasteczka, zamiast pomóc Kyi, znajdującej się w trudnej sytuacji, odrzuciła ją i skazała na życie w ubóstwie i samotności. Dzieci dręczyły Kyę, co uniemożliwiło jej podjęcie edukacji. Z tego powodu Kya stała się inna, a nie jak uważali mieszkańcy, zawsze była inna, więc została przez nich odrzucona. Na pewno zaangażowanie, pracowitość i dokładność mecenasa Toma Miltona znacząco przyczyniły się do tego, że Kya została uniewinniona.
Innym ważnym powodem, który przyczynił się do wygrania sprawy przez Kyę i mecenasa Miltona, byli dobrze dobrani świadkowie. Świadkowie obrony byli pewni swoich zeznań, powoływali się tylko i wyłącznie na fakty takie jak godziny odjazdów i przyjazdów autobusów czy godziny spotkań Kyi z przedstawicielami wydawnictwa. Za to żaden świadek oskarżenia nie był pewny swoich zeznań, mieli tylko przypuszczenia i spekulacje - mężczyzna w autobusie mógł być przebierańcem lub nie, osoba w łódce mogła być Kyą, ale nie musiała. Niczego nie dało potwierdzić się na sto procent.
Stąd można wysnuć wniosek, że teoretycznie skazanie Kyi było możliwe, lecz bardzo trudne z wielu powodów - szeryf nie znalazł żadnych poszlak, które wskazywałyby jednoznacznie na winę Kyi; śledztwo było prowadzone niedokładnie i jakby pospiesznie; świadków powołanych przez stronę oskarżającą było wielu, ale ich zeznania w większości nie dowodziły winy Kyi, za to świadków obrony było niewielu, ale w swoich zeznaniach powoływali się tylko na fakty, które mogły dowodzić niewinności Kyi; a ponadto Kya miała świetnie przygotowanego obrońcę. Co więcej, Kya okazała się być niezwykle inteligentna, czego żaden z mieszkańców miasteczka, który nie znał jej, na pewno nie brał pod uwagę. Pomimo że w szkole spędziła tylko jeden dzień, napisała wiele książek i uzyskała doktorat. Wszystkiego nauczyła się od przyrody i wszystko postrzegała przez jej pryzmat. W przypadku zabijania okazało się być to korzystne - Kya nie pozostawiła po sobie prawie żadnych śladów, ale w przypadku innych kwestii było błędem. Tak było w przypadku miłości. Kya na podstawie obserwacji przyrody uznała, że miłość to “tylko dziwaczny rytuał godowy stworzeń zamieszkujących mokradła”. Miłość Tate’a przekonała ją, że się myliła i miłość jest tak naprawdę czymś więcej. Milczenie w przypadku tej sprawy dla bohaterki także okazało się być niezwykle cenne, a tego na pewno nauczyła się podczas obserwacji przyrody. Wszyscy wiedzą, że jeden cichy szelest może spłoszyć obserwowane strachliwe, dzikie stworzenie.
Na początku wspomniałam, że nie lubię zakończeń otwartych i przeczytałam niewiele książek, które miały taki typ zakończenia. Po przeczytaniu powieści zastanawiałam się, którą wersję śmierci Chase’a uznałabym za najbardziej prawdopodobną, gdyby autorka sama jej nie wskazała. Z dużym prawdopodobieństwem przychyliłabym się do wersji, która zakładała, że śmierć mężczyzny była tylko nieszczęśliwym wypadkiem. Sam szeryf zwracał uwagę w oficjalnym dokumencie skierowanym do służby leśnej, że wieża obserwacyjna jest miejscem bardzo niebezpiecznym. Założyłabym, że Chase wybrał się na nocną samotną wyprawę do wieży i przez nieuwagę wypadł przez otwór, ponieważ nie zauważył, że ktoś nie wsunął kraty na miejsce. Na pewno nie założyłabym, że to Kya go zabiła (wyjaśniłam, dlaczego w poprzednim poście Gdzie śpiewają raki... i milczy sprawiedliwość - moje przemyślenia na temat książki “Gdzie śpiewają raki” napisaną przez Delię Owens). Za mniej prawdopodobną jednak niewykluczoną przyczynę śmierci Chase’a uznałabym samobójstwo. Bohater był lubiany, popularny, miał powodzenie u kobiet, jego rodzina w miasteczku była szanowana, był relatywnie bogaty, miał szansę odziedziczyć sklep swoich rodziców - Western Auto, gdzie też pracował. Otrzymał propozycję szkolenia lokalnego zespołu futbolowego i raczej nie był typem człowieka, który podjąłby tę ostateczną decyzję.
Komentarze
Prześlij komentarz
Proszę o zachowanie kultury w komentarzach i szanowanie innych komentujących.