Moje odczucia po obejrzeniu filmu “Rytuał” w reżyserii Davida Midella


    Zasadniczo, jak wspomniałam w ostatnim poście, nie jestem fanką oglądania filmów. W domu rzadko kiedy włączam telewizor. Ostatnio obejrzałam film “Flicka”, ponieważ nie było nic ciekawszego wtedy w telewizji, a potrzebowałam dodatkowych bodźców podczas obierania ziemniaków i smażenia placków ziemniaczanych (to jedno z moich ulubionych dań). Poza tym trafiłam na końcówkę baśni “Piękna i Bestia” i początek jakiegoś filmu, który mnie szczególnie nie zainteresował, więc nie do końca jestem pewna tytułu (chyba “W imię króla” czy jakoś tak). Jakoś pół roku temu z większą uwagą obejrzałam film “Venom”. W sumie “większa uwaga” to może trochę przesada, ponieważ natrafiłam na początek tego filmu przez przypadek, chcąc wyłączyć telewizor, którego nikt nie używał. W czasie reklamy poszłam się wykąpać, w wyniku czego przegapiłam jakąś część filmu. Chyba nic nie straciłam z tego powodu. Do kina też chodzę dość rzadko. Nigdy nie było tak, że czekałam z niecierpliwością, aż jakiś konkretny film wejdzie do kin. Zwykle idę do kina przy okazji wypadu ze znajomymi do większego miasta. Z tego względu moje wizyty w kinie odbywają się bardziej w celach towarzyskich niż w celu obejrzenia jakiegoś konkretnego filmu.

    Problem z wypadami do kina w moim przypadku stanowi także dojazd. Mieszkam w małej miejscowości. Najbliższe miasto, w którym znajduje się kino, jest oddalone o 29 kilometrów. Jednak jest to dość małe miasto powiatowe i kino dysponuje jedną salą i ograniczonym repertuarem (zwykle 4 firmy dziennie, mało które interesujące dla mojej grupy wiekowej, ponieważ grają głównie bajki 😢). Muszę przyznać, że moja miejscowość jest nie najgorzej skomunikowana. Do najbliższego miasta jeżdżą zarówno busy, jak i pociągi, a do większego tylko pociągi. Poza tym jestem w stanie pociągami bezpośrednio dojechać do trzech innych miast. Wiem, że w Polsce jest wiele miejscowości, do których nie dojeżdża żaden transport publiczny, więc wcale nie jestem w takiej złej sytuacji, lecz też w nie najlepszej. Częstotliwość i godziny transportu czasem nie pasują, a ponadto na stację muszę iść około 3 kilometry. (Mogłabym jechać rowerem, ale nie lubię tego sportu, wolę spacer, a poza tym droga jest praktycznie ciągle pod górę). Z tych względów zdarzało się już, że musiałam odmówić wyjścia do kina, ponieważ nie miałabym czym wrócić. Niby mogłabym nocować u któregoś ze znajomych, ale wolę spać swoim domu i nie robić innym problemów. Ciągłe proszenie o nocleg nie jest dla mnie zbyt komfortowe.

    Więc jak to się stało, że trafiłam na film wymieniony w tytule posta? Planowałam z przyjaciółką wypad do większego miasta. Postanowiłyśmy sprawdzić repertuar, choć zwykle po południu nie grają żadnych interesujących nas filmów. Tym razem było inaczej. W godzinach popołudniowych miał być horror, więc postanowiłyśmy skorzystać z okazji i pójść go obejrzeć. Zatem i tym razem do kina poszłam bardziej w celach towarzyskich. Idąc na ten film, nic o nim nie wiedziałam. Nawet nie przeczytałam opisu na stronie kina.

    Muszę zaznaczyć, że to nie jest tak, że nie lubię oglądać filmów i w ogóle mnie nie interesują. Uświadomiłam to sobie podczas reklam wyświetlanych tuż przed seansem. Było tam wiele zapowiedzi filmów, które dopiero mają wyjść. W sumie wiele z nich chętnie bym obejrzała. Od oglądania filmów odciągają mnie moje inne zainteresowania, które uważam za ważniejsze. To znaczy, są to czynności, które bardziej mnie interesują na przykład czytanie książek czy pisanie bloga. Wolę na nie poświęcić swój wolny czas, przez co oglądanie filmów schodzi na drugi plan.

    Mogę stwierdzić, że film ten nie jest najgorszym z filmów, jaki do tej pory obejrzałam, ale nie jest też najlepszym. Po wyjściu z sali kinowej nie czułam efektu “wow”, ale nie miałam też poczucia zmarnowania czasu i pieniędzy. Moim zdaniem film był trochę sztucznie rozciągany, mógłby być krótszy i nie straciłby na wartości. Niektóre wątki moim zdaniem były trochę niepotrzebne na przykład ten dotyczący domniemanej miłości między księdzem i zakonnicą. Być może miał na celu pokazanie, że Emma Schmidt - poddawana egzorcyzmom - miała wiedzę, której nie mogłaby mieć, gdyby była “normalnym człowiekiem”, nieopętanym przez złe moce. Ale w moim odczuciu do tego wystarczyłby wątek śmierci brata księdza. Ten dotyczący miłości w moim odczuciu był bardzo naciągany i w sumie pojawił się w środku historii znikąd.

    Idąc na horror, spodziewamy się, że będziemy się bać. A przynajmniej ja mam takie utarte wyobrażenie o tego typu filmach. Jeżeli patrzeć przez pryzmat twierdzący, że horror powinien być straszny, to, w moim odczuciu, film ten nie spełnia tego warunku. Nie było elementów zaskoczenia, które najczęściej występują w formie wyskakujących postaci, i które zwykle są elementem wywołującym najwięcej skrajnych emocji. Niektóre fragmenty mogłyby być uznane za straszne, gdyby lekko je zmienić i dopracować. Na przykład scena, w której Emma Schmidt podczas egzorcyzmów wyrywa zakonnicy włosy wraz ze skórą głowy. "Straszny" element mogłoby stanowić pokazanie tej rany. (Chociaż z drugiej strony mogłoby to wywołać tylko obrzydzenie lub inne nieprzyjemne uczucia). Ale nie zrobiono tego. Pewnie dlatego, że na włosach aktorki trudno by było uzyskać realistyczny efekt, na przykład za pomocą makijażu. Film ten powstał jednak w tym roku, więc producenci mogliby się wspomóc dzisiejszą technologią.

    Wiem, że istnieją różne rodzaje horrorów i nie każdy musi stawiać sobie za główny cel wywoływanie strachu. Myślę, że “Rytuał” jest bardziej horrorem psychologicznym, ponieważ w filmie padają słowa sugerujące, że być może Emma jest po prostu chora psychicznie, a ten typ horroru koncentruje się między innymi na zaburzeniach psychicznych i umyśle człowieka. Można też ten utwór sklasyfikować jako horror nadprzyrodzony, ponieważ występują w nim elementy nadprzyrodzone, takie jak demony. Częściowo “Rytuał” jest też filmem z rodzaju gore - widzowie mogli zobaczyć krwawe wymioty, wymiotowanie fragmentami jakby rzeźby czy też fatalny wygląd ciała Emmy. Bardzo podziwiam osoby, które na horrory kupują jedzenie typu popcorn czy nachosy. Niektóre sceny były tak odrażające i obrzydliwe (głównie sceny wymiotów), że miałam trudności z piciem mojej Coli Zero, więc tym bardziej nie wyobrażam sobie jedzenia.

    Historia przedstawiona w tym horrorze jest oparta na prawdziwej historii egzorcyzmów Emmy Schmidt. Trzeba przyznać, że ten film, w odróżnieniu od wielu filmów z tego gatunku, ma fabułę, która mogłaby być jednak poprowadzona ciekawiej. Odniosłam wrażenie, że była to wyliczanka kolejnych egzorcyzmów, przerywana dialogami, które w sumie nic nowego nie wnosiły - ciągłe wałkowanie, że siostry zakonne się boją i że egzorcyzmy nie powinny się odbywać w tym klasztorze, a Emma powinna zostać zbadana przez lekarza i być może zostać umieszczona pod opieką psychiatry. Można by rozwinąć już nawet moim zdaniem bezsensowny wątek romantyczny - film i tak był raczej dość luźno oparty na faktach historycznych. (Na przykład nie udało mi się znaleźć informacji, że Emma Schmidt naprawdę oderwała jednej z zakonnic włosy wraz ze skórą głowy. Szukałam tego, bo ta scena wywarła na mnie największe wrażenie i chciałam się dowiedzieć, czy takie zdarzenie naprawdę miało miejsce. Scena ta wywołała we mnie współczucie, autentycznie odczułam ból, jaki mogłaby odczuwać osoba, której by się taka sytuacja przydarzyła. Poza tym nie wyobrażam sobie funkcjonowania z dziurą, przez którą widać kość czaszki. Myślę, że w tamtych czasach nie było jeszcze możliwości naprawienia takiej zmiany, a jeżeli była, to prawdopodobnie bardzo kosztowna. Można powiedzieć, że całe szczęście zakonnice zwykle noszą welon, więc kobieta ta miała możliwość zasłonięcia rany, ale na pewno takie wydarzenie wywołałoby ogromny ból fizyczny jak i psychiczny). Już pomijając fakt, że osobiście jestem pesymistycznie nastawiona do egzorcyzmów jako metody “leczenia”. W czasie seansu wyszłam do toalety i okazało się, że nic nie straciłam - nic istotnego nie wydarzyło się na ekranie podczas mojej nieobecności.

    Zauważyłam w kinie ciekawe zjawisko. Ludzi przeglądających Facebook’a albo scrolujących Tik Toka w czasie seansu. Za przeproszeniem po cholerę kupować bilet do kina za swoje lub czyjeś pieniądze i marnować swój czas przychodząc do kina na film, który nas kompletnie nie interesuje? Nawet jeśli film jest wybitnie nudny, myślę, że jednak warto się przemęczyć i obejrzeć do końca oraz może coś z niego wyciągnąć lub móc wystawić później opinię na podstawie całego filmu, a nie jakiegoś kawałka. Po co w kinie przeglądać Facebook’a? Już chyba lepiej byłoby wyjść z sali i zrobić coś pożytecznego lub poświęcić czas na swoje zainteresowania albo rozwój. Poza tym ekran telefonu może rozpraszać innych widzów. Trochę kultury i szacunku do innych widzów. W mojej sali siedziały cztery takie osoby. Pan około pięćdziesiątki, który w środku filmu wyciągnął telefon i przeglądał Facebook’a, a później oglądał rolki (siedziałam kilka rzędów za nim i wszystko doskonale widziałam) i trzy nastolatki. Nie widziałam, co dokładnie robiły te dziewczyny, bo siedziały w moim rzędzie, ale poza używaniem telefonu rozmawiały w czasie seansu. Nie wierzę, że ktoś ma tak podzielną uwagę, aby móc skupić się jednocześnie na oglądaniu filmu i przeglądaniu social mediów.

    Pomimo że na pewno nie był to horror idealny pod wieloma aspektami, był najlepszym, jaki widziałam do tej pory. Natomiast muszę zaznaczyć, że nie mam wielkiego doświadczenia w oglądaniu horrorów. Poza tym obejrzałam jeszcze dwa. Każdy z nich reprezentował inny rodzaj tego gatunku. Jeden z nich był bardziej filmem przygodowym z mroczną atmosferą. Ten po obejrzeniu bardzo mi się podobał, ale dziś pamiętam tylko jakieś pojedyncze kadry. Drugi mega mi się nie podobał. Miał to być film z rodzaju gore (czego dowiedziałam się po obejrzeniu) i spełnił wymogi dla tego gatunku przez m.in. dużą ilość krwawych scen. Brakowało mu jednak fabuły, przez co dla mnie był mało atrakcyjny. Nie wiadomo było, o co chodzi. Dla mnie każdy ciekawy film powinien mieć fabułą i wątki powinny się łączyć ze sobą w jakiś sposób. To, że film miał być z rodzaju gore, nie tłumaczy, dlaczego nie miał porządnej fabuły. Ponadto w moim odczuciu nawet nie był straszny, może tylko trochę drastyczny i obrzydliwy. Jedna z koleżanek, z którą poszłam na ten film, cały seans się śmiała, jakby na ekranie wyświetlano komedię, a nie horror. No, chyba że to jest jej sposób okazywania strachu, ale nie sądzę. Nawet nie zapamiętałam tytułów tych filmów. Wiem tylko, że jeden z nich miał w tytule słowo “zło”. “Rytuał” miał fabułę, wątki jako tako się ze sobą łączyły, a także muszę przyznać, że bardzo starano się zbudować mroczną atmosferę.

    Kiedy sprawdzałam, kto jest reżyserem filmu, trafiłam na stronę, z której moja przyjaciółka dowiedziała się o jego istnieniu. Była tam rubryczka opisana jako “ograniczenia wiekowe”. Moja intuicja i doświadczenie podpowiadają mi, że dla horroru minimalny wiek odbiorcy powinien być ustalony na co najmniej 16 lat. W tej rubryczce nie znalazła się jednak żadna informacja. Została opisana jako “brak informacji”. Może się czepiam… Podejrzewam, że większość dojrzałych ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że horror to nie jest odpowiedni gatunek dla dzieci. Ale wyobrażam sobie taką sytuację: nastolatek (taki 13-14 lat) bardzo chce iść na ten film. Rodzice dla dobra swojego dziecka chcą sprawdzić, co to za seans i trafiają na tę samą stronę, na którą ja trafiłam. Niby widzą, że gatunek to horror, ale nie ma informacji o ograniczeniu wiekowym i ostatecznie pozwalają swojemu dziecku iść. Horrory mogą przeogromnie wpłynąć na psychikę zarówno dzieci, jak i nastolatków. Uważam, że ten film na tej stronie powinien mieć oznaczone ograniczenie wiekowe. Nie był on grany w nocy, a około 14, więc dzieci jeszcze nie spały, a nastolatki tym bardziej.

    Teraz odejdę od tematu filmu, a przyczepię się do sali kinowej. W kinie, w którym byłam, nie warto wybierać foteli w ostatnim rzędzie. Są tuż przy ścianie i w rezultacie chyba są za mało wychylone. Początkowo wydawały się całkiem wygodne, ale później musiałam co jakiś czas zmieniać pozycję, najlepiej na taką, w której plecami nie dotykałam oparcia. Następnego dnia kręgosłup dość mocno mnie bolał. Poza tym w naszej sali słychać było film grany w sali obok. Początkowo zastanawiałam się wraz z przyjaciółką, jak to możliwe, ponieważ jeszcze nigdy nie spotkałam się z taką sytuacją. Odkryłam powód tego, kiedy udałam się do toalety i musiałam przejść przez korytarz. Drzwi do wszystkich sal były otwarte i dźwięk się niósł po całym kinie.

    A Wy lubicie oglądać filmy? Jaki film ostatnio obejrzeliście? Polecacie? Podzielcie się opiniami w komentarzach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Powitanie i kilka słów o moim blogu

Charakterystyka głównego bohatera utworu "Śpiączka" - Michaela Spencera

Dlaczego nie napiszę recenzji "Gdzie śpiewają raki"? I co dalej z blogiem